25 lis 2010

Algi w zębach.

          Problemem młodzieży o roku urodzenia plasującym się gdzieś na początku lat 90. jest uzależnienie od naświetlania. Jako reprezentantka grupy Mniej Anonimowych Naświetleniowców z niegasnącym niepokojem obserwuję rozprzestrzeniający się z prędkością światła zasięg uzależnienia.
          Nałóg rozpoczynają niewinne zabawy. Migoczące zielone na pasach. Migoczące i nęcące. Na drugą stronę. Przejdź, nęcące. Bo to ostatnie sekundy, bo zaraz światło zniknie, bo poczerwienieje.
          Potem sięgam  po mocniejsze z pozornie rażąco miękkich środków. Ustawianie ciała okutanego w ciemny, przyciągający światło białe i żółte płaszcz, pod latarnią w ciepłe i zimne wieczory. Nigdy samotnie. W głowie powinna zapalić się czerwona lampka. Ale lampki są już zatraceniem.
          Prażące latarnie, ostatnie sekundy zielonego, nie dają już adrenaliny. Ten fakt wychodzi na światło dzienne. Chcę czegoś mocniejszego, czegoś, co mnie oślepi. Ciepły ekran laptopa, pulsujący telewizor. Jestem na baterie słoneczne.
   I preferuję posiadanie prześwietlonej twarzy.